We wtorek odbyła się kolejna rozprawa w procesie tzw. „czyścicieli kamienic” oskarżonych o uporczywe nękanie lokatorów kilku poznańskich kamienic. Hitem dnia było zeznanie jednej z lokatorek – Sylwii Gałczyńskiej – która bardzo szczegółowo opowiadała o praktyce działań administratora Piotra Śruby.
Żurnaliści „Głosu Wielkopolskiego” oraz „Gazety Wyborczej” byli tak wstrząśnięci tym co usłyszeli podczas rozprawy, że nie mieli odwagi opublikować standardowego zestawu kłamstw i pomówień, które dotychczas umieszczali na swoich łamach. Adwokatka lokatorów Agnieszka Rybak-Starczak, która dla zbudowania swej medialnej sławy wymyśliła cały ten dziwaczny akt oskarżenia, była zaś tak zdruzgotana składanymi pod przysięgą zeznaniami, że w połowie rozprawy zawiesiła się, schowała głowę w dłoniach i ledwie dotrwała w takim półleżeniu do końca rozprawy.
Sprawę czyścicieli kamienic od samego początku uważaliśmy za aferę medialną wymyśloną przez pismaczyka „Gazety Wyborczej” Piotra Żytnickiego, który chciał na niej wypłynąć, zrobić karierę i pójść do Warszawy oraz adwokatki Agnieszki Rybak-Starczak (po godzinach publicystki „Gazety Wyborczej”), która chciała wejść na szczyty palestry. Cieszymy się więc, że prawda coraz wyraźniej widoczna jest na sali sądowej. Żeby jednak czytelnicy nie zarzucali nam, że manipulujemy rzeczywistością, tak samo jak „Wyborcza” tylko w odwrotną stronę, postanowiliśmy zacytować wiernie zeznania lokatorki, dodając do nich tylko niezbędne komentarze. Ideą naszego bloga jest bowiem przekazywanie czytelnikom prawdziwych informacji, a nie indoktrynowanie ich tekstami żurnalistów, którzy piszą im jak mają myśleć.
Pani Sylwia Gałczyńska opowiadała najpierw, że była lokatorką kamienicy przy ul. Wierzbięcice. Kamienicę zakupiła firma z Warszawy, która zleciła administrację budynkiem i prowadzenie remontu, panu Piotrowi Śrubie. Tam właśnie lokatorka poznała słynnego czyściciela kamienic.
- Pana Śrubę poznałam jak mieszkałam na Wierzbięcicach. On wtedy zarządzał kamienicą, my musieliśmy się wyprowadzić. Znalazłam mieszkanie, pan Śruba opłacił kaucję i wyremontował to mieszkanie. Wyprowadziłam się w sierpniu 2011 albo 2012 roku. W tym czasie nie było skarg lokatorów na zachowanie pana Śruby. Pana Żukowskiego poznałam później, na początku zajmował się tym pan Śruba. Oskarżeni nie utrudniali życia lokatorów na ulicy Wierzbięcice. Tam był przeprowadzony remont.
Prokurator dopytywał się czy administratorzy nie przymuszali przypadkiem lokatorki do wyprowadzenia się z kamienicy, kobieta zaś odpowiedziała szczerze o motywach swojej decyzji:
- Kamienica została sprzedana, dlatego się wyprowadziłam. Było powiedziane, że mamy się wyprowadzić, bo będą nowi właściciele. Udało się szybko znaleźć mieszkanie z administracji przy ulicy Cegielskiego. Ja mieszkałam 3 miesiące jeszcze na ulicy Wierzbięcice. Ja powiedziałam panu Śrubie, że mieszkanie znalazłam i że się wyprowadzę jak to mieszkanie wyremontuję. Nie było nacisków odnośnie wyprowadzki. Mieszkanie na ulicy Wierzbięcice do którego się wyprowadziłam było zaoferowane przez spółdzielnię Cegielskiego jako mieszkanie do wynajęcia.
Adwokatka lokatorów Agnieszka Rybak-Starczak nie dawała za wygraną i starała się włożyć w usta lokatorki słowa o naciskach ze strony czyścicieli. Lokatorka jednak odpowiedziała mecenasce dobitnie, że to była jej decyzja, a oskarżony Piotr Śruba był bardzo życzliwy i pomocny, czym pozytywnie odróżniał się od innych administratorów, z którymi miała wcześniej do czynienia:
- Mieszkałam 18 lat na Dolinie i tam też kamienica została sprzedana i w 2-3 tygodnie zostaliśmy pozbawieni gazu, wyprawiały się tam dziwne rzeczy. Wystraszyłam się, że znowu mnie to spotka. Nie było presji, ale wiedziałam, ze kamienica została sprzedana i teraz wszystko będzie na nowych warunkach. Pan Śruba przychodził na kamienicę, pytał czy znalazłam już mieszkanie. On powiedział, że zmienił się właściciel. Zanim pan Śruba pojawił się na kamienicy to od właścicielki dowiedziałam się, że kamienica została sprzedana i dlatego byłam wystraszona. Oskarżony mówił, że będą robione tu remonty. Ja miałam umowę najmu na to mieszkanie, płaciłam czynsz. Nie podobało mi się mieszkać na Wierzbięcicach i miałam okazję, żeby się wyprowadzić. Ja nic nie słyszałam o panu Śrubie. Wtedy było głośno o panu Fridrichu.
Lokatorka opowiedziała o tym, że Pan Piotr Śruba bardzo pomógł jej finansowo przy przeprowadzce oraz remoncie nowego mieszkania:
- Pan Śruba zrobił remont i go sfinansował. Mieszkanie na Wierzbięcicach miało 3 pokoje. Było zrobione z pralni. To była taka dobudówka na dachu. Ono było bez ogrzewania, było zimne. W dachu były okna i dach przeciekał. To do którego się przeprowadziłam było w lepszym stanie. Pan Śruba nie krzyczał na nikogo i nie używał słów obraźliwych. Prace remontowe odbywały się w porze dziennej.
Opowiedziała także o tym, że pomoc finansowa jaka przekazywana była przez administratorów (zwanych przez media czyścicielami) lokatorom była ich standardowym postępowaniem czyścicieli. Lokatorka była tak zadowolona ze sposobu załatwienia przez nich jej własnej sprawy, że potem podjęła z nimi współpracę i pomagała w wyprowadzkach lokatorom z kolejnej przygotowywanej przez nich do remontu kamienicy, znajdującej się przy ul. Długiej 10 w Poznaniu.
- Słyszałam o innych przypadkach gdzie lokator wyprowadzał się i uzyskiwał pomoc oskarżonego. Współpracowałam potem z oskarżonymi. Pomagałam w przeprowadzkach z lokatorami. Chodzi o kamienice na ulicy Długiej. Moja rola polegała na tym, że wynajdowałam gdzieś mieszkania i przedstawiałam je lokatorom, żeby mogli się tam przeprowadzić. Umawiałam się na spotkanie i pokazywałam mieszkanie i jak ono odpowiadało to przedstawiałam oskarżonym koszty kaucji i przeprowadzki. Lokator sam mówił, ile potrzebuje czasu na wyprowadzkę i w tym czasie nie płacił za gaz ani czynsz. Oni mi osobiście podpisywali porozumienie.
Dalej lokatorka szczegółowo opowiadała o zasadach na jakich świadczona była pomoc lokatorom wyprowadzającym się z kamienicy przy ul. Długiej, odsłaniając przy okazji kulisy świata „wspaniałych lokatorów” i „złych czyścicieli” wykreowanych przez lokalny tabloid. Okazało się bowiem, że na kilkadziesiąt rodzin lokatorów mieszkających w kamienicy zaledwie trzy regulowały czynsz i opłaty.
- Każdy lokator dostawał umorzenie zadłużenia, na ulicy Długiej były 3 rodziny, które płaciły regularnie. Jeżeli lokator się przeprowadził to miał umorzenie zadłużenia. Ta propozycja przekonywała lokatorów, bo w momencie wyprowadzenia się jest umorzenie zadłużenia a lokator sam odpowiadał kiedy odpowiada mu opuszczenie lokalu i wówczas nie był już obciążony płatnościami za media.
Opowiadała także o tym, że posiadający wieloletnie długi i zamieszkujący w zdewastowanej kamienicy lokatorzy byli niezwykle wybredni w wybieraniu mieszkań zamiennych, co powodowało po stronie administratorów (zwanych czyścicielami) znaczne koszty:
- Często była też opłacona kaucja za mieszkanie, często lokator rezygnował a te koszty były wyrzucone, bo właściciel poprzedniego mieszkania nie chciał zwrócić. Lokatorzy rezygnowali z mieszkań bez podania powodu i kaucja przepadała. Kaucję opłacali w każdym przypadku oskarżeni podobnie jak koszty przeprowadzki.
Opowiedziała także o perypetiach związanych z poszukiwaniem odpowiedniego mieszkania dla lokatorki o nazwisku Grobelna, która jest jedną z dwóch lokatorek mieszkających w przeszłości w kamienicy przy ul. Długiej, która czuje się skrzywdzona działaniami czyścicieli:
- Taki był problem z dozorczynią. Nie było ograniczenia co do ilości lokali pokazywanych lokatorom. Pani Nowak pokazałam 38 lokali a ona nie wybrała żadnego. Starałam się pokazywać 3-4 lokale. To było w trakcie przeprowadzki z ulicy Długiej. Pani Nowak mówiła, że nie czuje aury w tym mieszkaniu, że zamiast 4 schodów jest 6.
Opowiedziała także o standardzie mieszkań w kamienicy przy ul. Długiej oraz mieszkań, do których wyprowadzili się jej zadłużeni lokatorzy:
- Lokatorzy mieszkali w bardzo złym stanie a dostawali przepiękne mieszkania. Jak coś było do zrobienia to było robione, niektórzy lokatorzy poszli do nowych bloków. Kamienica przy ulicy Długiej miała stare okna, była to kamienica do odremontowania.
Mówiła też o skargach ze strony lokatorów, które do niej docierały:
- Mi lokatorzy nie skarżyli się na zachowanie pana Śruby. Nie słyszałam o skargach. Nie docierały do mnie skargi na zachowanie Pawła Żukowskiego. Bywałem u tych lokatorów w mieszkaniu. Oni nie mówili, że oskarżeni używają wulgarnych słów, obelg. Oskarżeni pojawiali się w dwójkę na początku, a lokatorzy potem do mnie dzwonili.
Wyjaśniła także, że lokatorzy, którzy nie chcieli wynajmować samodzielnie mieszkań, bo woleli wyprowadzić się do rodziny, także odnosili z tego tytułu znaczne korzyści, które nie ograniczały się do zwolnienia z długów czynszowych:
- Wiem, że lokatorzy otrzymywali gotówkę jakąś, bo szli mieszkać do rodziny. Oskarżeni dawali mi pieniądze a ja dawałam lokatorom.
Prokurator dopytywał czy lokatorzy byli zadowoleniu z oferowanych im mieszkań i czy wszystkich trzydzieści rodzin z ul. Długiej skorzystało z pomocy w wyprowadzce, na co pani Gałczyńska odpowiedziała:
- Jedynie pani Nowak nie chciała przyjąć mieszkania i trafiła do Barki. Lokatorzy zazwyczaj przyjmowali mieszkania. Niektórzy lokatorzy potem mi dziękowali.
Mecenaska Rybak-Starczak chwyciła się ostatniej szansy chcąc wymusić na kobiecie zeznanie, że lokatorzy jednak byli zmuszani do wyprowadzek, na co otrzymała rzeczową odpowiedź, która sprawiła, że schowała głowę w dłonie, położyła się na ławie i zapadła w stupor.
- Ja dostawałam od oskarżonych informację, że mam chodzić po lokatorach na ulicy Długiej i pytać czego oczekują. Ja dostawałam od oskarżonych informację, ze lokatorzy mają się wyprowadzić. Ja pomagałam oskarżonym. Była informacja, że jest do wyprowadzenia kamienica, lokatorzy. Dostawałam „teczkę” kto ile wisi. Widziałam dokumenty, z których wynikało, kto ma jaki dług. Tak było przeważnie. Miałam informacje kto płacił. Miałam przedstawiane umowy, nie wszyscy mieli tytuły prawne. Były przypadki, którzy mieli tytuł prawny. Zazwyczaj na kamienicach nikt nie płacił czynszu.
Opowiadała atmosferze w jakiej toczyła rozmowy z lokatorami:
- Na ulicy Długiej byłam latem 2011 roku lub 2012 roku, chodziłam tam przez 2 miesiące wakacyjne. Tam bywałam codziennie, czasem nawet kilka razy dziennie, spędzałam tam cały dzień, wizytowałam mieszkania. Jeździłam tam z lokatorami. Wszyscy otwierali drzwi, nikt nie mówił, że nie życzy sobie ze mną rozmawiać. Telefonicznie też rozmawiałam z lokatorami, że mam mieszkanie. Nie wiem z czyjej kieszeni – właścicieli czy administratorów kamienicy – były finansowane przeprowadzki. Wchodziłam do mieszkań, przedstawiałam, się, mówiłam, że jestem od pana Śruby i że chcę pogadać na temat oczekiwań, rozmawialiśmy przy kawie. Wszyscy ze mną rozmawiali. Propozycje stawiane lokatorom były dobrowolne, starałam się szukać mieszkań tańszych czynszowo, tam było dużo emerytów i rencistów. Dużo osób chciało się naprawdę bardzo wyprowadzić. Ja codziennie byłam w budynku i przy okazji wchodziłam do lokatorów. Lokatorzy też do mnie dzwonili.
Opowiedziała także o swoich niewielkich acz znamiennych doświadczeniach z lokatorami z legendarnej kamienicy przy ul. Stolarskiej.
- Na Stolarską przychodziłam krótko, bo trafiłam do szpitala. Na Stolarskiej była dziewczyna, która nie miała umowy na gaz, mieszkanie ani prąd i ciągnęła od mamy piętro wyżej. Ze Stolarskiej wyprowadziłam tę młodą dziewczynę, panią Rawecką. Byłam też w innych mieszkaniach. Ja już nie pamiętam, bo byłam później w szpitalu.
Zeznania lokatorki jednoznacznie pokazały, to o czym piszemy od wielu miesięcy. Nie było żadnej afery czyścicieli poznańskich kamienic, ludzie chcieli wyremontować zdewastowane, rozsypujące się kamienice, a nie można prowadzić remontu gdy w środku są ludzie. Dlatego konieczne było wyprowadzenie lokatorów z przeznaczonych do remontu budynków. Lokatorzy zaś bardzo na tym korzystali, bo umarzane były ich wieloletnie zadłużenia a do tego jeszcze finansowane były im koszty przeprowadzki, kaucji, prac remontowych w nowym mieszkaniu. Administratorom (zwanym czyścicielom) zależało bowiem na tym by przeprowadzki zadziały się sprawnie i gotowi byli pomóc finansowo lokatorom.
Pojawienie się nowych właścicieli w zaniedbanych kamienicach, było dla lokatorów szczęśliwą okolicznością, zwalniani byli z długów, otrzymywali pieniądze, przenosili się do znacznie lepszych mieszkań w lepszych budynkach. Wszystkim to bardzo odpowiadało. Wszyscy byli zadowoleni. Co się więc wydarzyło na Stolarskiej? O tym napiszemy szczegółowo w innym odcinku… Wkrótce…
Piszcie do nas na : zlylokator@gmail.com
Informacja: Zły Lokator nie posiada poglądów politycznych.Zły Lokator stoi na straży świętego prawa własności. Zawsze.Facebook : Zły Lokator PoznańTo nasza siła nie nasza słabość.Uczciwi urzędnicy miejscy i mieszkańcy Poznania! Stronawww.zlylokator.eu powstała właśnie dla Was! Informujcie anonimowoZłego Lokatora o patologii zżerającej nasz Poznań, o raku który toczyto miasto o łapówkach i nieprawidłowości wszelkiej maści. Dyskrecjagwarantowana. kontakt: zlylokator@gmail.com