Awantura wokół bijatyki meksykańsko-kibicowskiej na gdyńskiej plaży
wybuchła w Polsce z taką namiętnością, jakby chodziło w niej o żywotne interesy
Rzeczpospolitej. W sieci zaroiło się od znawców tematyki meksykańskiej,
imigracyjnej, emigracyjnej i komentatorów dających upust swoim narodowym
fobiom.
Czym bardziej policja podzielała
„polski punkt widzenia” („zaczęli pijani Meksykanie”) tym więcej było
komentarzy agresywnych i prymitywnych. Bójka, która w normalnych warunkach
powinna zakończyć się wybiciem w głowy zaczepiającego ochoty do zaczepiania,
przekształciła się w regularną bijatykę, z kopaniem leżącego Meksykanina przez
rozwydrzonych kibiców, co wyraźnie pokazuje tak chętnie przywoływany monitoring
policyjny.
W obronie kibiców stanęło pół
prawicowej Polski (i Poznania) broniącej honoru „Polskich kobiet” (pisownia oryginalna),
załogę „Cuauhtemoca” wyzywającą od „Mexów”, przypominających, że do takich „w
Teksasie się strzela, ci dostali tylko po ryju”, po oryginalną obserwację, że
gdyby „kibole mieli jaja to by im jeszcze - na pamiątkę - ten statek zatopili,
tyle, że nie mieli czasu, bo szli na mecz”.
Gama „pomysłów” co by tu zrobić z
tymi „brudnymi Meksami” wręcz powala. Serwis niezależna.pl swą „relację” z tego
wydarzenia zatytułował: „To meksykańscy żołnierze ostrymi narzędziami
zaatakowali nieuzbrojonych kibiców Ruchu” – zupełnie jakby „Cuauhtemoc” nie był
żadnym jachtem, a pancernikiem wojennym, który wpłynął do portu w Gdyni w
wiadomych zamiarach.
Wszelkie te odzywki
rozgorączkowanych „pomysłodawców” i „opiniodawców” świadczą tak naprawdę o
strasznych polskich kompleksach i o intelektualnym lenistwie powielającym
prymitywne jankeskie poglądy na temat Meksykanów. Nie podejrzewam złej woli,
ale właśnie niewiedzę o tym co się dzieje na gorącej granicy Meksyk-USA.
Podczas gwałtownych dyskusji na
Facebooku zwracano mi uwagę, że broniąc Meksykanów powinienem postawić się w
miejscu zaczepionej dziewczyny i jej chłopaka. Niepotrzebnie – też na ich
miejscu stanąłbym w jej obronie. Natomiast tych wszystkich nadwiślańskich
i nadwarciańskich kowbojów, co to tak łatwo szafują poglądami o „brudnych Mexach” i zauważają, że
w Teksasie się do nich strzela, zachęcam, by postawili się w miejscu
zgwałconych meksykańskich i indiańskich kobiet oraz rodzin, które straciły
swych najbliższych w wyniku działań samowolnych amerykańskich „milicji
obywatelskich”. Może to ochłodzi ich rozgorączkowane głowy, a całą tę dyskusję
sprowadzi do przyzwoitych rozmiarów.
|