Bartosz Ślosarski: Skąd się wziął pomysł na Zemstę przy ulicy Fredry 5 w Poznaniu?
Wojtek Rosiński: Chcieliśmy jako anarchiści mieć
własne miejsce otwarte dla wszystkich przez większość dnia – uznaliśmy,
że stworzymy Zemstę na zasadach spółdzielczych, ponieważ prawna formuła
spółdzielni socjalnej jest względnie najbardziej demokratyczna ze
wszystkich legalnie dostępnych, poza tym daje spore możliwości
organizacyjne (dlatego chcemy to rozwijać i współpracować z podobnymi
kooperatywami). Nawet dobór nazwy oparty był na demokratycznym
plebiscycie na stronie internetowej rozbrat.org. Daliśmy wówczas kilka propozycji, między innymi była to Zemsta, Bakunin, Tupolew, Spółdzielnia Ruchomości itd.
Krzysztof Kołacki: Ostatecznie wola ludu była taka,
by nazwa nawiązywała do prostych skojarzeń związanych zarówno z patronem
ulicy, jak też ze stereotypowym wyobrażeniem anarchisty. Stąd
anarchistyczna Zemsta przy ulicy Aleksandra Fredry.
WR: Swoją drogą jak dotąd dla wielu studentów nazwa knajpy nie jest do końca jasna… (śmiech)
No właśnie! Czy w kraju, w którym blisko 19 milionów Polek i
Polaków nic nie przeczytało w ostatnim roku, księgarnia jest dobrym
narzędziem zmieniania niesprawiedliwej rzeczywistości społecznej?
WR: Od lat zajmujemy się książkami. Stworzenie
księgarni było w pewnym sensie naturalne, wynikało z wieloletnich
doświadczeń poznańskiego ruchu anarchistycznego, w ramach którego
powstała Oficyna Wydawnicza „Bractwo Trojka”. Zemsta nigdy nie miała być
po prostu jadłodajnią. Księgarnia nie powstała po to, by przynosić nam
jakieś ogromne zyski, bo zajmowanie się książkami w Polsce nigdy nie
jest wielce dochodowym przedsięwzięciem, jeśli nie jesteś twórcą bądź
dystrybutorem bestsellerów.
Książki to efektywne narzędzie walki? Dlaczego nie robicie na przykład memów?
KK: Zemsta jako jadłodajnia i księgarnia to tylko
pretekst dla tworzenia czegoś więcej – przestrzeni, w której
organizujemy nasze działania, poznajemy się, kreujemy nowe pomysły.
Zemstę możemy zatem ironicznie nazwać „inkubatorem przedsiębiorczości anarchistycznej”.
Jako ruch anarchistyczny działamy zarówno na ulicy, na przykład w
ramach protestów czy wspierając wykluczone grupy społeczne, ale także
produkujemy plakaty, vlepki czy nawet krótkie animacje, promujące takie
podstawowe hasła jak „wolność, równość, pomoc wzajemna”. Działalność
Zemsty to tylko element szerszego pola naszej aktywności.
WR: Książki mają prowokować do dyskusji wokół
istotnych problemów społecznych, którymi zajmujemy się w sposób jak
najbardziej praktyczny, ale też o których dyskutujemy z innymi
środowiskami politycznymi. Na naszych półkach można znaleźć nawet
książki wydawane przez Frondę czy dotyczące pierwszej „Solidarności” i
jej radykalnego programu społecznego. Staramy się pokazywać spektrum
będących do dyspozycji rozwiązań w postaci dostępnych u nas książek.
Naszym celem jest inspirowanie nowymi pomysłami.
A jakie zagadnienia są dla was najważniejsze w tym momencie?
KK: Od początku organizujemy spotkania, które mają
charakter cykli. Jednym z nich są dyskusje z aktywistami z całego
świata, stawiającymi opór władzy w szerokim jej znaczeniu. Były u nas
angielskie pracownice sektora publicznego, byli działacze związani z
inicjatywą Il laboratorio della baracca (wspierający strajki we
Włoszech), było spotkanie z aktywistką organizującą budżet
partycypacyjny w Medellin. Wszystkie są formą wymiany doświadczeń dla
ruchu. Działają w dwie strony. Cykl można by nazwać „myśl globalnie,
działaj lokalnie”.
WR: Już od roku tworzymy cykl spotkań pod tytułem Zwierzęta, ekonomia, polityka,
które prowadzi Jarosław Urbański wraz z różnymi zaproszonymi gośćmi i
specjalistami – efektem naszych dyskusji będzie książka, która zostanie
wydana w maju. Oprócz tego w Zemście odbywają się spotkania pod nazwą Zamiast edukacji,
a planowanym wytworem ma być stworzenie wolnościowej szkoły w Poznaniu.
Nasze dyskusje mają przekładać się na wymierne efekty oraz realne
twory, jak książki czy nowe instytucje edukacyjne.
KK: Można powiedzieć, że za sprawą tych dwóch
projektów materializuje się ruch, bo jeśli chodzi na przykład o edukację
wolnościową, to nasz cykl jest punktem startowym, dzięki któremu można
animować działania już nie tylko w Poznaniu, ale również w innych
miastach w Polsce.
Mówimy o książkach, materializowaniu nowych idei, budowaniu
ruchu społecznego, ale na tych sześćdziesięciu metrach kwadratowych
również pieczecie ciasta, robicie jedzenie, organizujecie wspólną
przestrzeń. Jak wygląda społeczne życie w Zemście?
WR: Ludzie przychodzą coś zjeść, napić się kawy,
spotkać się z ludźmi – jak w normalnej kawiarni. Oprócz tego trafiają do
nas lokatorzy, pracownicy chcący rozwiązać problemy w swoim zakładzie
pracy. Gdy sami nie mamy odpowiednich kompetencji, odsyłamy ich do
Wielkopolskiego Stowarzyszenia Lokatorów bądź OZZ Inicjatywy
Pracowniczej.
Zemsta jest pierwszym punktem pomocy?
KK: Tak, Zemsta bywa czasem traktowana jako centrum pomocy lokatorskiej i pracowniczej.
Pomimo, że nie jesteśmy żadnym oficjalnym biurem, w
którym trzeba zapisywać się na audiencję i stać w kolejce, to gdy
przychodzi do nas ktoś potrzebujący pomocy w sprawach pracowniczych bądź
lokatorskich, zawsze staramy się poradzić, dać namiary do ekspertów...
WR: Zemsta z zasady miała być przestrzenią otwartą
na nowych ludzi, również na takich, którzy posiadają odmienne poglądy
polityczne. Na przykład prawicowcy często przychodzą wyrzucić do nas
swoje żale, chociażby na temat imigrantów – wtedy staramy się
skonfrontować nasze racje, rozmawiać. No chyba, że jest już bardzo źle.
Wtedy wypraszamy… Ale to rzadko!
Kolektywne gotowanie oraz dyskutowanie o książkach i sztuce?
WR: Staramy się animować dyskusje, których w
Poznaniu nie ma nigdzie indziej. W Zemście chcemy przede wszystkim
konfrontować swoje opinie – jeśli gdzieś indziej w mieście toczy się
dyskusja na ważne tematy, to zazwyczaj sprowadza się do poklepywania po
plecach w przyjaznym gronie. Nie jest też tak, że za wszystkie
wydarzenia odpowiadają anarchiści – współpracujemy z różnymi
wydawnictwami, stowarzyszeniami, fundacjami czy innymi inicjatywami o
charakterze naukowym bądź studenckim. Interesują nas kwestie, które
możemy razem nagłośnić czy omówić w publicznym gronie.
KK: Podczas wspólnych dyskusji nawiązujemy
współpracę z innymi organizacjami, co potem skutkuje kolejnymi
działaniami bądź chociażby wzajemnym wsparciem w trakcie protestów w
mieście. W tym sensie udaje nam się rozszerzyć walkę na więcej
podmiotów, tworząc nową jakość w postaci szerszych więzów solidarności.
Macie poczucie, że wraz z powstaniem Zemsty jako środowisko anarchistyczne staliście się nieco bardziej inkluzyjni?
WR: Nie da się ukryć, że wraz z powstaniem Zemsty o
wiele większa grupa ludzi może zetknąć się z kwestiami lokatorskimi czy
pracowniczymi, patrząc na nasze ulotki, które są rozłożone na blacie.
Może zyskaliśmy więcej ludzi z kategorii „sympatyk”.
KK: No i zadaliśmy kłam tezie, która jest o dziwo
popularna, że ruchu anarchistycznego już nie ma. Zemstą pokazujemy, że
„anarchiści” to nie skansen, że można włączyć się w nasze działania,
wspólnie coś zbudować… bądź zniszczyć! (śmiech)
Powiedziałeś, że Zemsta to miejsce spotkań osób o różnych
poglądach, zawodach, ale pewnie też pochodzeniu, statusie materialnym
etc. Brzmi to aż nazbyt idyllicznie – czy spotkanie różnych ludzi
generuje konflikty? Co robicie bądź jak tworzycie tę przestrzeń, by te
konflikty neutralizować?
KK: Nie neutralizujemy konfliktów, przecież „konflikt jest motorem postępu”! (śmiech)
Nie chcemy się poklepywać po plecach, niekiedy spotkania o książkach
kończą się na ostrym starciu między na przykład autorem książki a
publicznością. Zwłaszcza, gdy osoby publiczne prezentują poglądy spod
znaku „jest źle i nic z tym nie da się zrobić”, a prawda jest taka, że
myślą wyłącznie w kategoriach rozwiązań instytucjonalnych.
Z naszej perspektywy właśnie ten konflikt, spór na
najniższym poziomie generuje zmianę społeczną – rozwiązania
instytucjonalne mogą stanowić co najwyżej ich zwieńczenie.
WR: Na przykład pojawił się u nas „ekspert z
Warszawy”, który nie miał pojęcia jak zwiększyć czytelnictwo w
społeczeństwie, choć nie brał pod uwagę zagadnień klasowych, które są z
tym problemem związane. Tego, że ludzi nie stać na książki, biblioteki
publiczne są likwidowane.
A jak Zemsta odpowiada na klasowość niskiego czytelnictwa w społeczeństwie?
WR: Chociażby tak, że jesteśmy po prostu kolejną
księgarnią w Poznaniu – zwłaszcza, że z roku na rok jest ich coraz
mniej, szczególnie w tzw. biedniejszych dzielnicach, jak Wilda czy
Łazarz. Inną sprawą są dyskusje wokół książek – konflikt, który staramy
się animować w czasie dyskusji o książkach, jest sporem o pewne idee
społeczne, których książki są po prostu nośnikami. Nawet pozornie mało
chodliwe tematy, jak stan sztuki współczesnej, potrafią wypełnić całą
Zemstę i doprowadzić do burzliwej dyskusji – tak mieliśmy w przypadku
książki Zatańczą ci, co drżeli Karola Sienkiewicza.
Klasowość czytelnictwa nie sprowadza się wyłącznie do jego
spadku, a także do przyswajania określonego rodzaju literatury –
powiedzmy tej „mniej ambitnej”.
KK: Stąd też staramy się nawiązywać relacje z innymi
małymi księgarniami, które nie chcą wyłącznie oferować tej lekkiej i
łatwej literatury. Współpracujemy chociażby z księgarnią Bookowski w
Centrum Kultury Zamek. Naszym celem jest tworzenie swoistego ruchu
księgarskiego, który realizuje zadania pomocy wzajemnej między
księgarniami – gdy nie mamy jakiejś książki, staramy się odsyłać
klientów do innych, zaprzyjaźnionych miejsc. Działa to również w drugą
stronę.
Jeśli chodzi o małe księgarnie, interesuje nas współpraca, nie konkurencja.
Z drugiej strony staramy się współpracować z niszowymi wydawnictwami
bądź bezpośrednio z autorami, którzy wiedzą, że księgarnie sieciowe
nigdy nie zainteresują się ani autorem, ani książką, ani problemem przez
nią podejmowanym.
WR: W Zemście nie trzeba kupować książek, można przyjść i je przeczytać na miejscu, bo wiemy, że nie wszystkich na nie stać.
Jako Zemsta odczuliście wyprowadzkę Wydziału Historycznego UAM poza centrum miasta?
WR: Oczywiście, utraciliśmy część bywalców z
Collegium Historicum, jednakże w większości studenci historii nigdy za
nami nie przepadali…
KK: Co nie zmienia faktu, że odczuwamy proces gentryfikacji w centrum Poznania. Staramy się reagować na tę sytuację.
Jak?
WR: Jako osoby z Zemsty, które działają i pracują w
tym miejscu Poznania, chodzimy na spotkania organizowane przez Urząd
Miasta w sprawie zmiany planów zagospodarowania przestrzennego, na
konsultacje organizowane przez rady dzielnicowe. Staramy się
uczestniczyć merytorycznie w tych dyskusjach dotyczących „rewitalizacji”
centrum.
A uczestniczycie w życiu wspólnoty mieszkaniowej? Czy nie wchodzicie sobie w drogę z sąsiadami?
KK: Jesteśmy w dobrych relacjach z sąsiadami – od
trzech lat zapraszamy ich na tzw. wegańskiego śledzika, który ma
stanowić naszą odpowiedź na święta Bożego Narodzenia. Wiadomo, że nie ze
wszystkimi widzimy się każdego dnia, jednakże gdy się spotykamy na
klatce schodowej, to pozdrawiamy się, próbując przełamać codzienną
alienację między nami jako lokatorami.
WR: Wzajemnie sobie pomagamy. Sąsiedzi pomagali nam
przy remoncie, my pomagamy na przykład ze sprawami formalno-prawnymi – w
naszej kamienicy nie mieszkają przedstawiciele wielkomiejskiej klasy
średniej, więc niektórzy nie wiedzą jak napisać oficjalne urzędowe
pisma.
Czy ktoś nie ma wstępu do Zemsty?
WR: Jeśli ktoś wejdzie tutaj z okrzykiem „Sieg
Heil!”, to będzie stąd natychmiast wykopany – nawet jeśli miałby to być
element sztuki performatywnej… Ale bardzo dużo zależy od tego, w jakim
ktoś celu przychodzi – jeśli jest od razu nastawiony na konfrontację i
chce wyładować swoją agresję na anarchistach, to wypraszamy. Jeśli
pytasz o neoliberałów i korwinistów, to raczej do nas nie przychodzą.
KK: Korwiniści czasem wpadają, ale zazwyczaj
wychodzą stąd zasypani kwestiami, o których nie myśleli, bo nie mieściły
się w ich narracji o wolnym rynku.
A nawróciliście jakiegoś korwinistę?
KK: Zdarzało się. Raz przyszła do nas „wycieczka”
lewicowych libertarian, którzy przyszli opowiedzieć o swoim osamotnieniu
w tym mieście, bo nie chciała ich przygarnąć ani prawica, ani
„kolektywistyczna” lewica. (śmiech)
Dzięki Zemście nie tylko poznaliście lewicowych liberatarian,
ale też zaczynacie spotykać się z oficjelami państwowymi. Ostatnio był u
was przecież Rzecznik Praw Obywatelskich, Adam Bodnar.
KK: Traktujemy ludzi równo, więc władze publiczne są
dla nas partnerem do dyskusji, szczególnie Bodnar, z którym
współpracujemy już od lat (na przykład w sprawie pracownic sieci sklepów
wolnocłowych Aelia). Jeśli mamy dojście do przedstawicieli instytucji
państwowych, chcemy taki kontakt wykorzystać, aby wywrzeć wpływ na
rzeczywistość i realizować pro-społeczny program. Jako zwolennicy
radykalnej demokracji, uważamy, że władze publiczne po to są, by
rozmawiać z obywatelami, a potem wprowadzać ich wolę w życie.
WR: Z Bodnarem chcieliśmy wejść w spór, przedstawić
mu listę problemów oraz proponowanych rozwiązań. Nie chcieliśmy
rozmawiać jedynie o tym, że jest źle i tyle. Cały problem polega na tym,
że władze pozostają wyalienowane ze społeczeństwa w tak dużym stopniu,
że premier polskiego rządu po prostu nie wie, ilu uchodźców z Ukrainy
przyjęto, a potem opowiada głupoty.
Jeśli jesteśmy w stanie ściągnąć urzędników
państwowych na ziemię, konfrontować z rzeczywistością, staramy się to
robić. Nie chcemy, by wszystko pozostało na poziomie pustych deklaracji,
tak dla władzy wygodnych, choćby z PR-owego punktu widzenia. Jesteśmy
na ulicy i znamy problemy z innej perspektywy. Nie urzędniczej, tylko
ludzkiej.
Plany na przyszłość?
WR: Całkiem niedawno otworzyliśmy swoją księgarnię internetową (zemsta.org),
na której można kupić nie tylko książki, ale też nasze plakaty czy kawę
zapatystowską, którą sprowadzamy od niemieckich anarchistów, a oni
biorą ją bezpośrednio od Zapatystów.
KK: Chcemy mocno rozszerzyć naszą ofertę książkową,
otworzyć się na ważne tytuły zagraniczne, których brakuje w Polsce,
wtedy także może zapraszać autorów, takich jak David Graeber. Jak
wspomniałem, w maju jak wszystko dobrze pójdzie ukaże się książka
Jarosława Urbańskiego Społeczeństwo bez mięsa. Socjologiczne i ekonomiczne uwarunkowania wegetarianizmu,
pozycja jakiej niewątpliwie brakowało i która mamy nadzieję wzmocni
ruch proanimalistyczny. To tylko jedna z kilku publikacji, które
przygotowujemy w tym roku – chcemy wydać też dziennik – reportaż
gruzińskiej uchodźczyni – organizatorki strajków głodowych w zamkniętym
ośrodku dla uchodźców, a także swego rodzaju kontynuację książki Inny Meksyk. Opowieści Zapatystów.
Przygotowujemy się też do świętowania rocznicy Rewolucji Hiszpańskiej.
Oczywiście wkrótce podzielimy się szczegółami naszych planów z
czytelnikami Dziennika Opinii krytyki Politycznej.
WR: O rozwoju będziemy mogli mówić tak naprawdę
wtedy, gdy uda nam się ideą spółdzielczości i kolektywizmu zarazić
innych, gdy ludzie zrezygnują z nieustannego konkurowania ze sobą
nawzajem na rzecz wspólnego działania i tworzenia kooperatyw.
**Dziennik Opinii nr 56/2016 (1206) http://www.krytykapolityczna.pl/artykuly/czytaj-dalej/20160226/poznan-zemsta-na-fredry
|